Annique w stroju Zwarte Pieta |
Tak serio jednak, po pierwszym szoku spowodowanym różnicą, zaczęło mi się podobać to całe świętowanie. Dzieci tutaj co wieczór od przyjazdu Mikołaja do Holandii do owego 5 grudnia śpiewają specjalne piosenki o Mikołaju i jego pomocnikach oraz stawiają przy drzwiach buty, w które wkładają dla niego laurki i marchewki dla jego konia. Rano w tym miejscu znajdują małe prezenty albo sezonowe przysmaki - tzw. peppernoty, albo mandarynki, podrzucone przez Czarnego Pita... Cała ta sytuacja - chociaż oczywiście bardzo skomercjalizowana - ma też jeszcze jeden plus. A przynajmniej tak to sobie wyobrażam, jak będzie - zobaczymy. W każdym razie myślę, że dzięki wcześniejszemu otrzymaniu prezentów, bardziej można się skupić na sensie Świąt Bożego Narodzenia - bo na ogół tutaj w Święta prezentów już nie ma. W Polsce to prezentowe zamieszanie zawsze w jakimś stopniu przysłania znaczenie Świąt. Tutaj może jest inaczej...
No i jeszcze jedna rzecz - mnie Czarny Pit też nawiedził któregoś dnia (a właściwie nocy, i właściwie nie mnie, tylko mojego buta). Otóż któregoś wieczoru (a byłam wyjątkowo wesoła, gdyż choroba sobie poszła i mogłam znów normalnie funkcjonować) razem z Annique śpiewałyśmy piosenkę wieczorną, ja dołożyłam jeszcze choreografię i Jeannette stwierdziła, że zasłużyłam na to, żeby też wystawić buta z marchewką. No to wystawiłam... A rano znalazłam zamiast marchewki pyszną mandarynkę. No i kto mi teraz powie, że taniec się nie opłaca..?