Upały ostatnio męczą i nas tutaj i Was tam - wszystko ok, ale 35 stopni przez kilka dni pod rząd to stanowcza przesada. Walczymy ze skutkami upału jak możemy, stałyśmy się pod tym względem kreatywne i bezwzględne. Pierwszym krokiem było postawienie w moim pokoju wentylatora. Jeannette zastanawiała się, czy nie kupić więcej, kupiła tylko jeden, a potem żałowała. Dostać obecnie wentylator w sklepie - bezcenne. I niemal niemożliwe. Tydzień po pierwszym zakupie jednak udało jej się nabyć następne dwa. Bo weszła do sklepu jako pierwsza, tuż po dostawie. Nie chcę sobie wyobrażać, czy musiała o nie walczyć z innymi spragnionymi powietrza - nic w każdym razie na ten temat nie mówi. W ciągu 5 minut cudowne to urządzenie było znów niedostępne. No, ale za to my się cieszymy sztucznym wiatrem w mieszkaniu - super. Druga rzecz to spryskiwacz do kwiatów przy łóżku - świetna rzecz tak się spryskać chłodną wodą od czasu do czasu - stanowczo polecam!
Poprzednią sobotę spędziliśmy z kilkoma innymi au pair w Utrechcie - piękne miasto. Poznajemy się coraz lepiej i nie przestajemy się nawzajem zadziwiać. Na przykład u Mai zadziwia mnie to, że tak bardzo dziewczyna się boi podróżować - kiedy miała wsiąść sama do pociągu do Tilburga i wysiąść na odpowiedniej stacji, nie mogła spać ze zdenerwowania całą noc. Jestem z niej jednak dumna, bo nie stchórzyła, tylko zacisnęła zęby i przyjechała. Wujek Google mówi, że to się nazywa dromofobia. Może i tak, ale znajomość nazwy niewiele pomaga. Ciekawe, czy przez ten rok uda nam się ją chociaż trochę z tego wyleczyć - w końcu podróżujemy niemal co tydzień w inne miejsce. Kompletnie inaczej ze swoim strachem radzi sobie Tim - ma okropny lęk wysokości, w związku z czym skakał na bungee, wspinał się na rusztowania remontowanych budynków, a w Utrechcie wlazł z nami na najwyższą wieżę kościelną w Holandii (o ile dobrze zrozumiałam przewodnika - wieża w każdym razie była wysoka bardzo). Wieczorem natomiast wynajęliśmy kajak i pływaliśmy kanałami - piękna przygoda. Tyle że wtedy już się ochłodziło, a mądra Agata nie wzięła ze sobą żadnego okrycia wierzchniego. Jako że sukienka na ramiączka nie chroni specjalnie ani przed wodą ani przed chłodem, cały następny tydzień chodziła osłabiona, zakatorzona i kaszląca. Teraz trochę przechodzi, ale jeszcze niezupełnie.
Swoją drogą ciekawe jak ja powinnam walczyć ze swoim strachem przed upałem we Francji... Jedziemy bowiem już za niecałe dwa tygodnie i jeśli ma być tam tak gorąco, jak tu teraz, to... brr - strach nawet pomyśleć! Dobrze, że samochód ma klimatyzację...
A co do klimatyzacji, to wczorajszy dzień (kolejne spotkanie z nowymi przyjaciółmi, tym razem z Den Bosch i wycieczka nad rzekę) pobił rekord - jazda nieklimatyzowanym autobusem to tortura, którą szczególnie ciężko znoszę. Chcąc wyartykułować po angielsku moje odczucia zamierzałam powiedzieć, że potrzebuję oddychać (breathe), ale tutaj się nie da. Mój akcent pozostawia jednak wiele do życzenia, więc ostatecznie powiedziałam, że chcę się rozmnażać (breed), ale tu się nie da. Angielskojęzyczny Tim najpierw parsknął śmiechem, a potem wytłumaczył mi różnicę. Fajnie tak uczyć się na własnych błędach ;) W każdym razie ostatecznie dojechaliśmy do właściwego przystanku, doszliśmy nad wodę i zajęliśmy sie pokonywaniem strachu Mai przed wodą w ogóle i pływaniem w szczególności. Jeszcze będziemy nad tym pracować ;)
caly czas sie zastanawiam czy jestes tylko na wakacje au pair czy na dluzszy okres? kurcze, ciekawi mnie to bo nie dostalam sie na dzienne na uniwerek i myslalam o rocznym wyjezdzie wlasnie do NL jako au pair, ale strasznie sie boje.... i nie wiem co dalej z zyciem... bylabym wdzieczna gdybys udzielila mi kila informacji tylko nie moge znalesc nigdzie twojego @:) jakbys miala ochote odwzwij sie do mnie (ema1806@interia.pl)
OdpowiedzUsuńJuż co prawda odpisałam mailem, ale skoro pytasz publicznie, to i tu odpowiem: zostaję tutaj na rok - znaczy do maja 2011. A adres mailowy zaraz udostępnię w swoim profilu :)
OdpowiedzUsuń