Już od jakiegoś czasu zbierałam się, żeby znów zacząć pisać - mocno mi tego
brakowało, a działo się przez te prawie cztery lata bardzo wiele. No i stąd
tytuł posta - czy powinnam zacząć pisać nowego bloga, o innym tytule? Takim
uwzględniającym moje nowe role? A zwłaszcza tę najnowszą - rolę matki? Doszłam
do wniosku, że chociaż zupełnie inna niż kilka lat temu, to ciągle jestem sobą
i będę kontynuować tutaj. Zwłaszcza, że od 13 kwietnia ciągle przekraczam
kolejne granice...
Żeby połączyć jakoś przeszłość z przyszłością, stworzyłam krótkie
kalendarium najważniejszych zdarzeń:
6.11.2011 - pierwsze zajęcia tanga argentyńskiego,
na jakie poszliśmy z Maćkiem. Dostałam karnet w ramach prezentu urodzinowego i
tak się zaczęło. Żadne z nas się nie spodziewało, że tango stanie się tak dużą
częścią naszego życia...
Tango było naszym pierwszym tańcem na
weselu, tańczyliśmy na deptaku na Majorce w podróży poślubnej, tańczyliśmy w
Rydze i przez całą ciążę moją też tańczyliśmy. Tańczyliśmy na porodówce i kilka
dni temu z Krzysiem na ręku. Tak, zdecydowanie data pierwszych zajęć z tanga
powinna się znaleźć wśród tych najważniejszych zdarzeń...
Tango daje mi niesamowitą radość z tańca
niewymuszonego, całkowicie improwizowanego, w którym tak jak w żadnym innym
można zawrzeć siebie i wszystkie emocje akurat grające w duszy. A jak się trafi
taka tanda, że i czas i miejsce i partner się zgrają i tworzą jedną doskonałą
całość, to da się ją porównać tylko z piękną, pełną miłości i satysfakcji nocą.
lipiec 2012 - Pierwszy wspólny wyjazd w góry. Tatry to
szczególne miejsce na ziemi i bardzo szczególne w moim sercu. W górach wszystko
nabiera nowej perspektywy. I chociaż wiem, że Boga można spotkać wszędzie, to w
górach jest to po prostu oczywiste. Podobno chcąc się dowiedzieć, czy
dana osoba to dobry wybór na całe życie, należy zabrać ją w góry. Zabrałam Maćka w
góry i zakochał się w nich tak jak ja, a wspólne wędrowanie - choć często w
różnym tempie - dawało radość i uczyło bycia ze sobą i dla siebie nawzajem. Od
tej pory staramy się spędzić w górach trochę czasu chociaż raz w roku.
29.08.2012 - To były moje urodziny, wtedy też po raz pierwszy
(i zapewne ostatni, chociaż kto wie) prowadziłam tramwaj. Taki prawdziwy.
Zjadłam pyszną romantyczną kolację z moim chłopakiem. A chwilę później nie
miałam już chłopaka, tylko narzeczonego i wszystko nabrało nowej perspektywy.
Tamto "tak" było jednym z najpiękniejszych "tak" mojego
życia. I kiedy wspominamy z Maćkiem tę chwilę, nieraz zdarza mi się dziękować,
że zadał wtedy to pytanie.
13.07.2013 - Piękny, niesamowity dzień naszego ślubu. Bardzo spodobała nam się
data - wcale niepechowa, jak okazuje się każdego dnia od prawie dwóch lat.
Właśnie dlatego, że przesądy, że trzynasty i bez "r". Nie wierzymy w
pecha, wierzymy za to w naszą miłość i w rozwiązywanie problemów rozmową i
wspólną nad nimi pracą. Jak dotąd się sprawdza. Właściwie od pierwszego dnia po
ślubie Maciek pokazał mi, że mężem jest wspaniałym - jego wsparcie i
zrozumienie, kiedy dostałam wiadomość o śmierci Ewy bardzo pomogły mi uporać
się z nawałem sprzecznych i bardzo silnych uczuć. Tydzień miodowy w Zakopanem był dzięki niemu naprawdę piękny.
10.08.2014 - najważniejszy test w życiu z wynikiem pozytywnym. Zdjęcie testu mam, ale
trochę głupio umieszczać. Wieczór, kiedy dowiedzieliśmy się, że
najprawdopodobniej zaraz zostaniemy rodzicami był pełen słodyczy i nadziei.
Pięknie jest mieć wspólną radosną tajemnicę. Dobrymi nowinami z najbliższymi
podzieliliśmy się kilka dni później - bo dzielić się radością jest jeszcze
piękniej niż mieć ją tylko dla siebie.
13.04.2015 - Po prawie dwóch dobach na porodówce, nie
mogąc się zdecydować czy wyjść, czy zostać jednak w środku, wypchnięty na świat
został syn nasz kochany. Kiedy już wylądował na moim brzuchu, okazało się, że
nie jest ani Szymonem, ani Darkiem ani nawet Andrzejem. Jest Krzysztofem - 58 cm i
3,420 kg płaczącego, zmęczonego i niestety żółtego szczęścia. W związku z tym,
że żółty, a potem że wyniki nie takie, że antybiotyk i znów ultrafiolet, do
domu dotarliśmy dopiero po tygodniu. Tata przepięknie przygotował mieszkanie na
nasz przyjazd i Krzyś od samego początku mógł zobaczyć, jak bardzo oczekiwany
był w naszym domu.
I tak zaczyna się cały nowy rozdział...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz