Nauka języków obcych może być całkiem zabawna. Albo przerażająca. Dobrze, że przed przyjazdem tutaj przeczytałam gdzieś w internecie, że "dzień dobry" Holendrzy wymawiają w sposób "zabawny" dla Polaka. Obok bowiem standardowego goede daag (czyt. chude daach), pozdrawiają się słowami: goeie daag (g=ch, oe=u, i=j) - kto rozwiąże zagadkę, zrozumie zażenowanie Polaka pozdrawianego takimi słowami :) Innym elementem języka, który mnie swojego czasu rozbawił było niewiele znaczące Ja, joh jako twierdząca odpowiedź na pytanie. Gdybym się w Polsce pomyliła i odpowiedziała na pytanie słowem jajo! - to raczej nie zostałoby to uznana za miłą osobę - ewentualnie za nieco niezrównoważoną. Podobnie rzecz się ma z niemieckim zakrętem (die Kurve) oraz z szukaniem czegokolwiek (a zwłaszcza kogokolwiek) w Czechach... Niezwykle ważna jest też niestety wymowa poszczególnych słów - w języku niderlandzkim wyjątkowo trudna, bo połączenia różnych samogłosek, czasem nawet trzech naraz, są nie dość że strasznie trudne do wymówienia, to jeszcze do zapamiętania co w jaki sposób wymówić należy.* Na ten przykład, na ostatniej lekcji ducza dowiedziałam się, że po naszemu wymówione (czyli tak jak się pisze) słowo huur (wynajem) oznacza - przepraszam za wyrażenie - dziwkę. Wymawiać je należy hiur (czy jakoś tak...). Łatwo sie domyślić miny Holendra, którego informuje się o swoich planach dotyczących wynajmu używając niewłaściwej wymowy... Ech, łatwo nie jest, ale jak już się nauczę, to będę z siebie naprawdę dumna :) Tak po prawdzie to już trochę jestem - straszny nauczyciel z zajęć środowych ostatnio popatrzył z podziwem na moje postępy w tak krótkim czasie, a pani z piątku też nie kryła zdziwienia, że tak dobrze mi idzie. 90% zasługi należy przypisać tym wszystkim, którzy swego czasu uczyli mnie niemieckiego i angielskiego, bo dzięki znajomości tych języków holenderski wydaje mi się całkiem łatwy (a przynajmniej jego pisana wersja...).
Co do innych ciekawostek, to niesamowicie się patrzy na Holendrów na rowerach i to wszystko, co do owych rowerów są w stanie przyczepić. Niestety, ostatnio nie miałam aparatu, kiedy widziałam psa w przyczepce z boku roweru, ale nauczę się mieć go zawsze przy sobie. Również najrozmaitsze siedzonka dla dzieci i przyczepki służące jako bagażnik... Niemal każdy (jeśli nie każdy) rower jest też wyposażony w zamek zabezpieczający przed kradzieżą. Co prawda, należy też zapinać rowery łańcuchem (ostatnio sobie taki nabyłam, jako że planuję dalsze wycieczki niż po najbliższej okolicy), bo podobno kradzieże tego środka lokomocji to tutaj codzienność. J. mówi, że podczas swoich studiów miała 11 rowerów! Mam więc wrażenie, że Holandia wcale nie leży tak daleko od Polski... Podobna refleksja naszła mnie wczoraj w parku - bądź co bądź pięknym... Takie opakowania po różnych rzeczach, papierki i butelki można znaleźć niestety nawet w najpiękniejszych miejscach - zupełnie jak u nas, niestety...
A to moja Gazela - przepadam za tym rowerem! Co prawda, nie mam jeszcze pojęcia, jak przetransportuję go do Polski, ale jeśli za tych kilka miesięcy ciągle jeszcze będę go miała (znaczy jeśli mi nie ukradną), to wrócić ze mną musi. W ostateczności na niej przyjadę, choć to pojazd stanowczo miejski.
* w skrócie i niepełnie, ale nakreślając zasadę tutaj: http://www.wiatrak.nl/224/jezyk-holenderski/