Zawsze mam mieszane uczucia, co do swoich urodzin - no bo niby z czego tu się cieszyć. Kolejny rok za mną, coraz mniej przede mną, znajduję się w centrum uwagi (a to nie jest mój sposób na życie, takie centrum)... Sytuację ratuje fakt, że widzę, ilu ludzi o mnie pamięta i rzeczywiście dobrze mi życzy. Wczorajszy dzień przeżyłam więc bardzo sympatycznie, otoczona ciepłem osób, które chciały być przy mnie. Annique uczy się powoli, że prezenty są dla jubilata, a nie dla niej - trudna to nauka, ale ważna. Zresztą Annique była super - namalowała mi piękną laurkę oraz upiekła mi tort (prawie sama, Jeannette tylko pomagała)! I w ciągu dnia robiła dla mnie prezenty ze swoich zabawek, które owijała w materiał... J., jako że zdążyła mnie przez te kilka miesięcy poznać, zrobiła mi też świetny prezent: maszynkę do kawy, spieniacz do mleka oraz prawdziwą, pyszną, z Włoch przywiezioną kawę. Mniam! W ogóle prezenty to fajna rzecz, nie sądzicie? Nie mniej ważne niż te materialne są te, które po prostu zmuszają do uśmiechu - dziękuję więc za wszystko, co dostałam - również za wszystkie życzenia i pamięć. I za piosenkę, przy której się popłakałam ze śmiechu i wzruszenia. I za telefon nieoczekiwany bardzo dziękuję - lepszego uwieńczenia dnia nie mogłam sobie wyobrazić. A teraz z uśmiechem wkraczam w 26. rok życia mojego - niech Was w nim nie zabraknie!
Cieszę się , że tak miło spędziłaś dzień. Bo mnie było trochę przykro bez Ciebie w ten dzień. A 25 lat to tak mało.
OdpowiedzUsuń