Dzień 15, czwartek: Keesy i Riszardy wyjechali, więc zrobiło się trochę smutniej. Wieczorem pojechałyśmy za to na kolację do Audrey - byłej opiekunki dziewczynek, która teraz zarządza kempingiem. Oczywiście, tym kempingiem, na którym byłyśmy. Audrey mieszka z trójką dzieci i ich tatą w pięknej, malowniczej prowansalskiej wiosce, w domu, którego jedną ze ścian stanowi oryginalna skała. Robi wrażenie! A jej dzieci są super! Lindive (chociaż złamanego grosza nie dałabym za poprawność tej pisowni) oprowadziła mnie po wiosce, Mumbera zachwycał uśmiechem, a Kazembe podbił moje serce mówiąc na pożegnanie polskie "do widzenia" (sprawdził w internecie i się podzielił). Kazembe w ogóle jest niesamowity - 15-latek o ogromnych zdolnościach we wszystkich niemal kierunkach. Właśnie skończył szkołę i wybiera się na studia.
Dzień 16, piątek: Zbieramy się do odwrotu. Miałyśmy wyjechać koło 10 rano, wyjechałyśmy o 13.30. W pośpiechu porannym nie pomyślałam, żeby obejrzeć adidasy przed założeniem. Wepchnęłam więc prawą stopę w dawno nieużywanego buta, poczułam pyknięcie i - niespodzianka! Mam escargot na skarpetce...
Jeannette nie chciała się nigdzie zatrzymywać po drodze i postanowiła dojechać za jednym zamachem do samego Tilburga. Nieco mnie przerażał ten pomysł, ale ona zna siebie, mądra jest i dorosła. I rzeczywiście - droga była łatwa i przyjemna z początku. I byłaby taka dalej, gdyby nie jeden błąd - to JA byłam co-pilotem. Dzierżąc mapę stwierdziłam, że przecież jest tu krótsza droga, niż ta autostrada, którą jechałyśmy. Kazałam więc w okolicach Luksemburga w środku nocy zjechać na inną drogę, a Jeannette mi ufała. Błąd. Okazało się, że chciałam nas wywieźć o północy, bez gazu (ostatnie zielone światełko zaczynało nam rozpaczliwie migać) na drogę przez góry. Bez wątpienia malowniczą, ale idiotyczną w obecnych okolicznościach. Koniec końców, wróciłyśmy na autostradę, a ja przestałam być co-pilotem. Ku uldze wszystkich obecnych, chociaż Jeannette twierdzi, że do tego wyskoku radziłam sobie całkiem nieźle. Niemniej, sugeruję jednak GPS, jeśli ktoś chciałby gdzieś kiedyś ze mną jechać.
"Miałyśmy wyjechać koło 10 rano, wyjechałyśmy o 13.30." - skąd ja to znam...? u nas wyjazd na działkę, czy do babci, tudzież jakieś inne miejsce jesteśmy w stanie określić co najwyżej z pracyzją do ory dnia, typu rano / południe / wieczór. A i te pojęcia stają się często wieloznaczne ;)
OdpowiedzUsuńdzięki za ostrzeżenie, nie będę Cię nigdy brać na pilota (no chyba, że już nie będzie wyjścia) ;)