sobota, 28 sierpnia 2010

Prosiak daleko, pora na ślimaka

Dzień 15, czwartek: Keesy i Riszardy wyjechali, więc zrobiło się trochę smutniej. Wieczorem pojechałyśmy za to na kolację do Audrey - byłej opiekunki dziewczynek, która teraz zarządza kempingiem. Oczywiście, tym kempingiem, na którym byłyśmy. Audrey mieszka z trójką dzieci i ich tatą w pięknej, malowniczej prowansalskiej wiosce, w domu, którego jedną ze ścian stanowi oryginalna skała. Robi wrażenie! A jej dzieci są super! Lindive (chociaż złamanego grosza nie dałabym za poprawność tej pisowni) oprowadziła mnie po wiosce, Mumbera zachwycał uśmiechem, a Kazembe podbił moje serce mówiąc na pożegnanie polskie "do widzenia" (sprawdził w internecie i się podzielił). Kazembe w ogóle jest niesamowity - 15-latek o ogromnych zdolnościach we wszystkich niemal kierunkach. Właśnie skończył szkołę i wybiera się na studia.

Dzień 16, piątek: Zbieramy się do odwrotu. Miałyśmy wyjechać koło 10 rano, wyjechałyśmy o 13.30. W pośpiechu porannym nie pomyślałam, żeby obejrzeć adidasy przed założeniem. Wepchnęłam więc prawą stopę w dawno nieużywanego buta, poczułam pyknięcie i - niespodzianka! Mam escargot na skarpetce...

Jeannette nie chciała się nigdzie zatrzymywać po drodze i postanowiła dojechać za jednym zamachem do samego Tilburga. Nieco mnie przerażał ten pomysł, ale ona zna siebie, mądra jest i dorosła. I rzeczywiście - droga była łatwa i przyjemna z początku. I byłaby taka dalej, gdyby nie jeden błąd - to JA byłam co-pilotem. Dzierżąc mapę stwierdziłam, że przecież jest tu krótsza droga, niż ta autostrada, którą jechałyśmy. Kazałam więc w okolicach Luksemburga w środku nocy zjechać na inną drogę, a Jeannette mi ufała. Błąd. Okazało się, że chciałam nas wywieźć o północy, bez gazu (ostatnie zielone światełko zaczynało nam rozpaczliwie migać) na drogę przez góry. Bez wątpienia malowniczą, ale idiotyczną w obecnych okolicznościach. Koniec końców, wróciłyśmy na autostradę, a ja przestałam być co-pilotem. Ku uldze wszystkich obecnych, chociaż Jeannette twierdzi, że do tego wyskoku radziłam sobie całkiem nieźle. Niemniej, sugeruję jednak GPS, jeśli ktoś chciałby gdzieś kiedyś ze mną jechać.

1 komentarz:

  1. "Miałyśmy wyjechać koło 10 rano, wyjechałyśmy o 13.30." - skąd ja to znam...? u nas wyjazd na działkę, czy do babci, tudzież jakieś inne miejsce jesteśmy w stanie określić co najwyżej z pracyzją do ory dnia, typu rano / południe / wieczór. A i te pojęcia stają się często wieloznaczne ;)

    dzięki za ostrzeżenie, nie będę Cię nigdy brać na pilota (no chyba, że już nie będzie wyjścia) ;)

    OdpowiedzUsuń