piątek, 1 kwietnia 2011

Au pair roku...

Spotkał mnie dziś ogromny zaszczyt - dowiedziałam się, że zostałam wybrana na au pair roku! Nie uważam, żebym jakoś szczególnie zasłużyła na ten tytuł, jednak jury konkursu ma inne zdanie. Co jest - oczywiście - bardzo miłe, ale też wiąże się z pewnym dylematem...
Do obowiązków oraz przywilejów takiej au pair należy bowiem podpisanie kontraktu na następny rok - tym razem nie z konkretną rodziną, tylko z agencją - oraz jeżdżenie po różnych miejscach na świecie do różnych au pair i prowadzenie czegoś w rodzaju szkoleń (do czego wcześniej sama mam zostać przeszkolona). W związku z tym w ciągu następnego roku miałabym odwiedzić 9 różnych krajów - za darmo, a wręcz mieliby mi za to zapłacić! No i wiązałoby się to z kolejnym rokiem, kiedy na pobyt w Polsce mam tylko 2 tygodnie. To znaczy - przyjadę na Święta. Ale za to jak wzbogaci się ten blog! Będę w USA, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Włoszech, Francji i wielu, wileu innych miejscach... Wreszcie pojadę do Szwajcarii - zawsze o tym marzyłam! I nawet trochę czasu mam spędzić na Islandii - może się nauczę wymawiać te obrzydliwe nazwy wulkanów i innych parków narodowych... Ech, czeka mnie naprawdę ekscytujące kolejnych 12 miesięcy :) I to wszystko znów dzięki Jeannette, która wysłała moje zgłoszenie (oczywiście, au pair nie mogą same zgłaszać się do konkursu - musi to zrobić zadowolona rodzina goszcząca). Cudowna kobieta!


Strasznie się zdziwiłam, kiedy się okazało, że w Holandii też obchodzi się Prima Aprilis - myślałam, że to raczej polski zwyczaj - a to nieprawda. Jak łatwo się domyślić, wszystko co powyżej (poza marzeniami o podróżach oraz stwierdzeniem, że Jeannette jest cudowna) jest żartem, bujdą na resorach i wytworem mojej wyobraźni. Nawet zresztą, gdyby cała ta propozycja była prawdą - i tak wracam do Polski na początku maja! Nie ma innej opcji, bo tęsknię straszliwie. A obce kraje poodwiedzam kiedy indziej i bardziej na raty. I w dodatku nie sama - taki jest plan :)

4 komentarze:

  1. Agata, tak mało śmiesznego żartu to ja dawno nie słyszałam...
    w trakcie czytania zdążyłam pomyśleć, że chyba sobie w kulki lecisz i że może jestem trochę egoistką i że to niesamowite, że dowiaduję się o tym z bloga, do tego informujesz o tym w tak lekkim tonie... ale ani przez moment nie uważałam tego za zabawne, raczej się wkurzyłam...
    poza tym 9 krajów można zwiedzić w 9 dni, nie potrzeba do tego całego roku, no i i dobrą au pair trzeba być, nie wiem, czy można kogoś nauczyć, żeby był dobrym człowiekiem i kochał dzieci i to w miesiąc...
    Mariusz zawsze powtarzał, że ja (przecież) nie mam poczucia humoru - chyba miał rację...

    OdpowiedzUsuń
  2. No widzisz - poczucie humoru mi w tej Holandii klapło. A swoją drogą, naprawdę byłam ciekawa, ile osób da się na to nabrać. No i kilka się dało, ale kilka nie - te się śmiały! Dodam Ci na pocieszenie, że Mój Ukochany za taki żart postanowił się zemścić i teraz każdego dnia budzę się z niepokojem, co też wymyśli... A kreatywny to on jest...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wierz mi, Agatko, kreatywność Twojego mężczyzny da o sobie znać w najmniej spodziewanym momencie - zemsta będzie tyleż słodka co okrutna i bezwzględna :) Ale nic się nie martw, gdy po pierwszym szoku powstrzymałem się od zamiaru porwania Cię z obczyzny, szczerze się uśmiałem - zemszczę się ale w podobny sposób, więc nic Ci nie grozi :)

    mk

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie spodziewam się, że w najmniej spodziewanym. A że jesteś zarówno słodki, jak okrutny i bezwzględny, to niczego innego bym nie oczekiwała :P No, ale skoro nic mi nie grozi, to może przestanę nerwowo rozglądać się dokoła za każdym krokiem :)

    P.S. To już tylko 2 tygodnie i 1 dzień!

    OdpowiedzUsuń