środa, 23 czerwca 2010

"Ale Księciunio nie okazuje mi serduszka"... czyli czas wprowadzić czarny charakter.

Dostałam wczoraj maila, na którego długo czekałam - całości zdradzać nie będę, ale jedna rzecz mnie ucieszyła - są ludzie, którym podoba się ten blog. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i maile, w których piszecie, że podoba Wam się to, co robię - to dla mnie niezmiernie ważne, że nie piszę tylko dla siebie. Każda krytyka też jest mile widziana - byle konstruktywna. A żeby pokazać moje dobre intencje, przyjmuje krytykę wczorajszą i niniejszym się poprawiam, urozmaicając akcję poprzez dodanie czarnego charakteru... No, może szary, ale na inny - nie naginając faktów - na razie mnie nie stać.

Pewnego dnia, odczuwając samotność mocniej niż na ogół, wręcz desperacko pragnąc poznać tu kogoś, z kim można iść na kawę i zapomnieć o obowiązkach (o tej potrzebie pisałam już kiedyś), zalogowałam się na portalu o wiele mówiącej nazwie www.polishhearts.nl - uznałam, że to najszybszy (a ja wszak potrzebowałam teraz, już tej wspólnej kawy) sposób na poznanie ludzi, z którymi dogadać się łatwo, bo po polsku. Zaznaczyłam (ach ta moja uczciwość), że szukam kogoś, z kim można wyjść bliżej bądź dalej, wypić kawę bądź nawet się zaprzyjaźnić. Ewentualna miłość byłaby jedynie skutkiem ubocznym (niekoniecznie pożądanym, ale tego już nie pisałam).

Odezwał się do mnie pewien człowiek i długo gadaliśmy - skoro długo, to znaczy że dobrze nam się rozmawiało. Nie zgadzaliśmy się we wszystkim, co daje zawsze nadzieję na kolejne dyskusje. I któregoś dnia spontanicznie umówiliśmy się na spacer - miła odmiana po miesiącu samotnego chodzenia po lesie. Spontanicznie i dość późno - za jakąś godzinę miało się zrobić ciemno. Nic to - godzina to też coś.

Niestety, pan Z. nie przewidział, że nie trafi do mnie po nazwie ulicy, pytając tylko ludzi po drodze, na mapie nie sprawdził, GPS zostawił w domu. Wszystko to razem sprawiło, że na spacer po lesie poszłam jednak sama - ciągle czekając, aż mnie znajdzie. Potem przez godzinę stałam w dość charakterystycznym miejscu i prowadziłam z nim na zmianę ożywioną wymianę sms-ów i kilka rozmów telefonicznych (teraz boję się faktury). Zimno było jak nie wiem, wiatr wiał taki, że nic, tylko znaleźć się na jeziorze na dezecie, a ja twardo czekałam. Pomyślałam bowiem sobie, że skoro chłopak uparcie się błąka przez godzinę po Tilburgu i mnie szuka, to niegrzecznie by było po prostu sobie iść. Po półtorej godziny jednak trochę mi nerwy puściły i już miałam wysłać mu wiadomość, że idę do domu, kiedy mnie znalazł. Miły głos, sympatyczny wygląd i pewna inteligencja, która wyzierała z naszych rozmów sprawiły, że nie żałowałam czekania. Czy jednak człowiek ów przestraszył się roześmianej wariatki z zaczerwienionym od wiatru nosem, czy spodziewał się długonogiej, szczupłej blondynki na szpilkach - nie wiem. W każdym razie poszedł zamknąć szybę w oknie samochodu i zniknął jak sen jaki złoty. Brzydko... mógł chociaż powiedzieć, że zostawił żelazko włączone, to bym nie traciła kolejnych 10 minut...

Czy go to kwalifikuje do miana czarnego charakteru? Może by tak było, gdybym chociaż się przeziębiła, ale nie... Przyznaję mu zatem tytuł szarego charakteru tego bloga i mam nadzieję, że czarnego jednak nie poznam.* Korzyści kilka też z całej sytuacji wyniosłam, nauk kilka, gdyż człowiek uczy się przez całe życie:
1. moja pewność siebie zachwiała się nieco w swoich posadach i przytarty został nos mej próżności
2. pierwszy raz zobaczyłam moje osiedle po ciemku - ładny widok :) (tutaj teraz ciemno robi się koło 23, a zawsze o tej porze byłam w domu)
3. uznałam, że znajomości przez internet to chyba jednak nie to - po co się narażać na przeziębienie dla kogoś, kto tego nie doceni?
4. kolejny stopień na drodze do świętości - panu Z. życzę wszystkiego najlepszego - z miłością bliźniego na czele.




* w razie gdyby z moich postów wiało nudą i przydałoby się urozmaicenie, piszcie - coś wymyślę i urozmaicę bloga fikcją mrożącą krew w żyłach :)

5 komentarzy:

  1. Ta wyprawa to jednak duże ryzyko uważaj Miałaś szczęście że tylko tak się skończyło a ludzie szczególnie faceci potrafią sobie dużo wyobrażać ale ten to jednak straszna gapa skoro tak długo jechał nie przejmuj się następny może poznany w inny sposób będzie fajniejszy pa mama

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla ścisłości - jak już się ściemniło, to wyszłam z lasu i czekałam przy centrum handlowym (takie charakterystyczne miejsce). Nie chodzę po ciemku po lesie z zasady - kto schodził ze mną z gór po zmroku ten wie :) A kiedy jest jeszcze jasno, to po lasku kręci się mnóstwo ludzi z psami, biegających lub po prostu spacerujących... Nie było to tak niebezpieczne przedsięwzięcie jak się wydaje...

    OdpowiedzUsuń
  3. kolejny wpis w stylu dyslektikus not friendlikus...

    OdpowiedzUsuń
  4. loqeek, czy teraz lepiej? Ja jestem generalnie everyone friendly, tylko te akapity jakoś same mi nie wychodzą... W przyszłości postaram się wziąć pod uwagę dyslektyków, ale proszę się nie gniewać, jak mi nie wyjdzie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, kochanie... jakiś baran ci się trafił... i tyle. Ale to nie powód żeby się zniechęcać... może jednak kogoś godnego uwagi tam spotkasz. Tylko błagam, nie włócz się po lasach, proszę... a z obcymi najlepiej jednak spotykać się w miejscu publicznym.
    Całuję mocno

    OdpowiedzUsuń