poniedziałek, 21 czerwca 2010

niebo w oczach i fioletowy listek

Czasem patrząc w oczy drugiego człowieka mam wrażenie, że dotykam tajemnicy; czasem świat staje się po prostu piękniejszy i jaśniejszy - za sprawą oczu innej osoby; czasem widzę w czyichś oczach miłość... A kiedy patrzę w oczy Noeme, mam wrażenie głębi i przestrzeni jednocześnie - jakbym była w samym środku nieba, w samym środku wszechświata, jakby w tych oczach kryły się wszystkie tajemnice stworzenia... I nigdy nie trafiam na ścianę w spojrzeniu tej małej dziewczynki. Może nic w tym dziwnego, ona po prostu ma ograniczone możliwości komunikacji... Ale z drugiej strony...
Kiedyś, chodząc sobie samotnie po naszych pięknych polskich górach, przeżywałam bardzo intensywnie obecność Boga wszędzie. Zawsze zresztą twierdziłam, że w górach stężenie Jego w powietrzu jest dwa razy wyższe, niż gdziekolwiek indziej. W każdym razie rozmawialiśmy sobie na różne tematy podczas tych wędrówek i On pokazywał mi różne rzeczy, na które na ogół nie zwraca się uwagi. Na przykład pokazał mi zielono-fioletowy listek... Dwa razy, żebym nie przeoczyła - raz na zdjęciu, a raz na żywo. Rzecz polega na tym, że ten fiolet był przepiękny i tworzył cudowne połączenie ze zdrową zielonością listka oraz był... oznakiem choroby. Inne listki tej samej rośliny były zielone, tylko ten jeden taki oryginalny. I w swojej oryginalności przepiękny. Pomyślałam wtedy, że piękno bywa trudne i połączone z cierpieniem. Pomyślałam o ludziach niepełnosprawnych, którzy mają w sobie niepowtarzalne piękno, choć życie pewnie nie najłatwiejsze. I kiedy mówię komuś, że Noeme nie jest zwyczajnym dzieckiem, że jest chora, często spotykam się ze stwierdzeniem "biedna mała" - pełnym współczucia i żalu. A ja, spędzając z nią wiele czasu, widzę, że jest radosna i pogodna - nie sprawia wrażenia, jakby jej czegoś brakowało. Ma kochającą mamę i siostrę, które dają jej miłość i poczucie bezpieczeństwa oraz cały tabun zakochanych w niej specjalistów, którzy starają się jej pomóc wycisnąć z życia jak najwięcej. Czasem myślę, że to wielka szkoda, że ona prawie nie słyszy - współczuję jej bardzo. I kiedy nie wiadomo, czy będzie chodzić, a co dopiero tańczyć - żałuję, że może nie doświadczyć tej radości, która jest moim udziałem. Ale ona też nie wie, co traci, więc nie ma w niej poczucia żalu. A kiedy się śmieje - cały świat śmieje się razem z nią. Potrafię wyczyniać najdziwniejsze rzeczy, żeby tylko usłyszeć jej śmiech... I kiedy na mnie popatrzy potrafię utonąć w jej oczach, w których - myślcie sobie co chcecie - jest jakaś pradawna mądrość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz