sobota, 13 listopada 2010

Polak potrafi... pić wódkę ;)

Trochę przewrotnie zaczęłam, ale chyba dzięki wódce w ogóle doszło do tego spotkania... Otóż od dawna planowaliśmy ze znajomymi poznanymi we Francji zorganizować jakieś spotkanie powakacyjne w Utrechcie. Mobilizacja była jednak żadna, ciągle coś komuś nie pasowało i odkładaliśmy to tak długo, że zdążyłam nawet dwa razy pojechać do Polski i do tego za drugim razem wrócić autobusem (ble!). Dzięki temu, że właśnie wracałam tym strasznym środkiem transportu (ble! ble!), mogłam moim holenderskim znajomym przywieźć moją ulubioną dębową. Na wieść więc o tym, że owa dębowa czeka na spotkanie i nie wiadomo, jak długo poleży w moim pokoju nietknięta, panowie jakoś szybciej się wzięli i zorganizowali i do spotkania wreszcie doszło :)

Bawiliśmy się wszyscy świetnie - dzieciaki miały wreszcie okazję się spotkać i razem poszaleć, Richard wykazał się po raz kolejny swoim kunsztem kulinarnym i zaserwował wszystkim kolację taką, że palce lizać, Ninke przyniosła gitarę, którą sama (!) zrobiła i nie obyło się bez - tradycyjnego już w tym towarzystwie - Hallelujah, a Lizet zachwycała ludzi coraz większym brzuchem. Oraz zaskoczyła nas informacją, że urodziwszy cztery córki, doczeka się wreszcie syna. Ja też się popisałam, chociaż chyba nie ma się czym chwalić...


Otóż okazało się, że "pić wódkę" oznacza nieco co innego w Holandii i u nas. Zdziwiłam się więc, kiedy moją niewielką (ale normalną) szklankę Riz zapełnił w połowie. Uznałam, że to stanowczo za dużo. On popatrzył na mnie dziwnie, spytał, czy nie dam rady tego wypić i usłyszał, że... hmm... nie, no chyba dam. Jeszcze bardziej się zdziwił, kiedy na hasło "na zdrowie" wzięłam i wypiłam jednym łykiem. Bo oni się delektują. No tak - gdybym wiedziała, że w nagrodę naleją mi ichnią wódkę, to swoją piłabym przez cały wieczór i delektowała się każdym małym łyczkiem...

Niemniej wieczór byl szalenie sympatyczny. Cudnie było spotkać tych ludzi znowu, pogadać o wszystkim i o niczym, pobawić się z dzieciakami i po prostu tam być. Następne teakie spotkanie w Tilburgu - tylko tym razem z francuskim pastisem zapewne, więc picia "na raz" na pewno nie będzie ;)

5 komentarzy:

  1. No nareszcie trochę napisałaś. Cieszę się , ale to chyba dlatego ,że jesteś chora i masz więcej czasu a to jest raczej przykre. No ale wszystkie blogi w porządku oby tak dalej mama

    OdpowiedzUsuń
  2. No przecież ostatnio w ogóle piszę! Ale widać niektórym to ciągle mało... :P

    OdpowiedzUsuń
  3. le na blogu, musisz przyznać, że był zastój...

    OdpowiedzUsuń
  4. no teraz znowu był, bo chorowałam i ciężko mi było nawet listę zakupów napisać... Ale teraz jestem zdrowa, to piszę.

    OdpowiedzUsuń