sobota, 22 maja 2010

Patrz, bociek! -czyli tu też są Polacy...

No właśnie - do tej pory tylko słyszałam, że w Tilburgu można spotkać Polaka, a teraz sama tego doświadczyłam. Niesamowicie sympatyczna sprawa taki drugi Polak (w tym przypadku Polka) na obczyźnie... Beatę poznałam przez moją rodzinę goszczącą i dobrze było porozmawiać bez zastanawiania się nad słowami o tym, jak się tutaj żyje. Beata powiedziała mi na przykład, że dziś w mieście będzie się odbywał doroczny nocny bazar i że warto tam pójśc chociaż po to, żeby zobaczyć, jak to wygląda. No to się wybieram. Sama, bo przecież dzieciaki muszą iść spać, a ktos musi z nimi zostać oraz Beata ma gości z Polski i nie mieliby dla mnie miejsca w samochodzie. Wieczorem, jak już zamontujemy trampolinę (prezent urodzinowy dla Annique) w ogrodzie, wsiądę w autobus i powiem: witaj kolejna przygodo! Zapewne zgubię się gdzieś po drodze, ale od czego jest mapa i znajomość języków obcych? Za długo też tam pewnie nie zabawię, bo jutro czeka nas intensywny dzień - urodziny Annique. Napisałam scenariusz gry dla dzieci, wymyśliłam zadania, prawie wszystko juz jest przygotowane. Jeanette przetłumaczyła rzecz na holenderski a ktoś z rodziny poprowadzi sprawę - ja będę tylko kontrolować z boku. Tyle sie napracowałam, że teraz tylko się martwię, czy wszystkim się spodoba - lub, czy w ogole komukolwiek się spodoba mój pomysł. Nic to - pożyjemy, zobaczymy. A teraz sie zbieram, o wrażeniach opowiem następnym razem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz