czwartek, 27 maja 2010

pogrzeb smoczka, czyli dziecko dorasta...

Urodziny Annique były piękne. To bardzo motywujące, kiedy obdarowana osoba potrafi tak ładnie się cieszyć z tego, co dostaje. Ode mnie na przykład dostała budzik z disneyowskimi księżniczkami (ma fijoła na ich punkcie i wszystko co posiada musi mieć na początku albo princess- albo Dora-*) i zachwyciła się nim tak - mimo że jeszcze nie zna się na zagarku - że chodziła z nim wszędzie i chwaliła się nim swoim gościom. Bardzo mnie to ucieszyło.
Gra, która niemal spędzała mi sen z powiek (ach, naprawdę się stresowałam tym, czy się uda - to był od początku do końca mój pomysł i było kilka rzeczy, które mogły nie wyjść) udała się przy pomocy babci Annique, która poprowadziła ją po holendersku. Dzieciaki wykonały wszystkie zadania, zebrały wszystkie części mapy i znalazły żabę, którą pocałunkiem należało zmienić w księcia. Udało się i dzieci dostały niewielkie prezenty od wdzięcznego króla - ojca odnalezionego księcia. Swoją drogą (ja się już nie orientuję bo dawno nie byłam na żadnych dziecięcych urodzinach), czy w Polsce też jest zwyczaj, że jubilat daje prezenty swoim gościom? Bo tutaj jest to coraz popularniejsze...

Przyjęcie urodzinowe w każdym razie się udało - Annique dostała piękne prezenty, szaleje na punkcie swojej trampoliny (princess-trampoline, gdyż mama udekorowała ją księżniczkami). Stwierdziła również - czym nas mocno zaskoczyła -  że skoro jest już duża (4 lata to poważny wiek), to pogrzebie w ogródku swój smoczek, bez którego do tej pory nie mogła spać. Byłam pod wrażeniem! Pierwsza noc była trudna, w końcu przyzwyczajenie to druga natura człowieka, jednak teraz jest już lepiej.
Myślę, że każdy człowiek ma jakieś swoje smoczki, które z biegiem czasu musi zostawić za sobą... Takim, który przychodzi mi na myśl jako pierwszy to zostanie rodzicem i konieczność zrezygnowania z różnych przyjemności na rzecz tego małego człowieka, który się pojawił. To też małżeństwo, czy miłość w ogóle... osiągnięcie pełnoletności, zmiana szkoły na jakąś wyższą, wyprowadzka z domu rodzinnego... - na szczęście na miejsce pochowanego smoczka pojawia się zawsze nowa wartość, nowy etap, który jakoś przewyższa dotychczasowy :) Jak widać, mam czas na myślenie i zwyczajowe u mnie zastanawianie się na światem :) Cieszę się tylko, że niektóre cechy dziecka nie przeszkadzają w dorosłym życiu - oczywiście, wypróbowałam już trampolinę osobiście...



* Dora, the explorer - bardzo ciekawa bajka edukacyjna znana w wielu krajach. W Polsce niestety o niej nie słyszałam.

4 komentarze:

  1. fajną im tę zabawę wymyśliłaś dziewczynko...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, to była niezła frajda tak wszystko zaplanować... I nawet nie miałam szczególnych problemów z przełożeniem na angielski :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A słowo "fijoł" to co znaczy? Bo po polsku to nie jest pani pedagog ;(

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, ja wiem, że to nie jest po polsku - fijoł po mojemu to bzik do kwadratu. Żeby zrozumieć lepiej jego znaczenie polecam lekturę "Pulpecji" Małgorzaty Musierowicz.
    Mam wrażenie, że słowotwórstwo dowodzi nie braku inteligencji czy wykształcenia, a jedynie kreatywności i czasem poczucia humoru :)

    OdpowiedzUsuń